Siedzimy wszyscy razem ogrzewając się nawzajem. Jest już zimno. Drewno do piecyka skończyło się tydzień temu, książki już na nic się nis zdadzą gdy brakuje ognia. Wszyscy siedzimy wokół wypalonej do połowy świeczki. Panuje w naszym domku napięta atmosfera. Ulica Mickiewicza nie wygląda tak jak kiedyś. Kto tylko mógł uciekł z miasta. Niedawno jedyne miejsce z wodą - staw sąsiada przestał pomagać nam w zdobywaniu wody ponieważ Zwolenka napełniła się ciałami ludzi, zwierząt i naszych największych wrogów - zombie. Teraz rzeka doprowadziła swe stęchłe, zanieczyszczone wody do stawu. Teraz my - Sonata, Richard i Arnold jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Czemu się tu znaleźliśmy i to razem? Tego chyba nikt nie pojmie. Moją głowę zaprzątały różne myśli. Głównie myślałam jak przeżyć kolejny dzień zarazy. Rick i Arni siedzięli razem. Castle ciągle planował różne nieprawdopodobne techniki pozbycia się zarazy i zarażonych.Schwarzenegger siedział oparty o ścianę i udawał, że słucha opowieści naszego naukowca. On sam stawiał na brutalną siłę i kochał... broń - karabiny, rewolwery,glocki czy miotacze granatów, on uwielbiał się tym zajmować... A ja? Ja jestem liderką - głową tej dziwnej rodzinki.